Kasia wpatrywała się w krokodyla.
Zwierzę również na nią spojrzało i wyszczerzyło zęby. Były białe, lśniące, a do tego były ich całe dwa rzędy. Wydawało się, że są ich w paszczy setki.
Kasia rzuciła się do ucieczki, ale choć bardzo się starała, nie mogła zmusić nóg, by ruszyły się z miejsca.
Gdy obejrzała się za siebie, krokodyl był już dużo większy. Urósł tak, że ledwo mieścił się w pomieszczeniu. A gdy zaczął się do niej zbliżać, dziewczynka zaczęła krzyczeć ze strachu – i wtedy się obudziła.
Wciąż jeszcze dygocząc z przerażenia, Kasia usiadła na swoim łóżku.
– To tylko sen – uspokajała się. – Jest jeszcze noc, powinnam z powrotem zasnąć.
Jednakże gdy tylko opatuliła się miękką kołderką, usłyszała jakiś dziwny dźwięk. Brzmiał dokładnie tak, jak gdy ktoś nadepnie na klocek lego i usiłuje nie krzyknąć: „auć!”.
Gdy przez chwilę wpatrywała się w ciemność, rozpoznała w niej coś, co przypominało ludzki cień. Był tam? Czy może go nie było? Trudno powiedzieć.
– Wiem, że tam jesteś – powiedziała Kasia. – Pokaż się.
Gdy jej oczy przyzwyczaiły się już do ciemności, cień stał się wyraźniejszy i dziewczynka stwierdziła, że przy jej łóżku stoi jakiś karzełek. Ubrany był w długi płaszcz, a w ręku trzymał długi kij pasterski. I choć zjawił się niezapowiedziany w środku nocy, wyglądał przyjaźnie.
– Przynajmniej jeden, jedyny raz chciałbym przejść przez twój pokój bez nadepnięcia na jakąś zabawkę! – westchnął karzełek.
– Wybacz – przeprosiła go Kasia. – Kim jesteś?
– Jestem pasterzem snów – odparł karzełek – ale możesz nazywać mnie Abel.
– Kim jest pasterz snów? – wypytywała dziewczynka.
Abel zaraz zaczął jej wszystko wyjaśniać:
– Zbieram i zaganiam zagubione sny.
Kasia spojrzała na niego pytającym wzrokiem.
– Nic z tego nie rozumiem.
– Bo skąd miałabyś…