Na pastwisku w pobliżu wielkiego gospodarstwa pasł się byk Tosiek. Zajadał się świeżą koniczyną, z zadowoleniem ją przeżuwał i machał ogonem, by odgonić muchy, które chciały usiąść na jego grzbiecie.
Nagle z ziemi wyjrzała mała szara myszka. Miała na imię Michasia. Zauważyła pasącego się byka i ruszyła w jego stronę. Przytuptała po cichutku prosto do Tośka, wdrapała się po jego nodze na grzbiet, przebiegła aż na głowę i zuchwale ugryzła go prosto w nos. Tosiek zawył z bólu. Nos byka to bowiem bardzo delikatne miejsce, więc choć Michasia była drobniutka, ugryzienie było wyjątkowo bolesne. Malutka myszka natychmiast zbiegła z powrotem w trawę i wiała, gdzie pieprz rośnie. Wściekły Tosiek zdążył ją już jednak zauważyć i pędem ruszył za nią. Niebawem deptał jej po piętach. Już prawie wziął ją na rogi, gdy nagle zwinna myszka wskoczyła do małej dziurki w murku i tyle jej było. Byk dyszał ze złości i tupał racicami, lecz niczego nie mógł zrobić.
– Wyłaź, ty mała bezczelna myszy. Pokaż się i stań ze mną oko w oko, skoro sama zaczęłaś – wykrzykiwał byk w kierunku Michasi.
Ona jednak chichotała tylko w swojej dziurze i z bezpiecznego schronienia pokazywała bykowi język.
Byk nie pamiętał nawet, kiedy ostatni raz był tak wściekły.
– No, tego już za wiele! Jakaś mała mysz, która jest sto razy mniejsza ode mnie, nie będzie psuć mi humoru – stwierdził gniewnym głosem byk Tosiek.
Cofnął się o kilka kroków, wziął rozbieg i ruszył pełną parą do przodu. Z całej siły uderzył głową w mur. Później jeszcze raz i jeszcze raz. Mur ani drgnął, za to byka solidnie rozbolała głowa. Zrobiło mu się ciemno przed oczami i po chwili wyczerpany zwalił się na ziemię.
Michasia tylko na to czekała. Wyjrzała z dziury i swoimi małymi ząbkami znów dziabnęła byka w nos.…