Głęboko w puszczy amazońskiej, na granicy dzisiejszego Peru i Boliwii, mieszkało stare indiańskie plemię. W rodzinie wodza od wielu pokoleń przechowywano święty kamień, który miał według legendy cudowne właściwości. Starożytny wódz odkrył go jeszcze jako dziecko w wodach rzeki Biobío. Kamień ten potrafił podobno czynić cuda i co roku na jego cześć odbywała się w indiańskiej wiosce wielka uroczystość – Indianie wierzyli bowiem, że w trakcie uroczystości kamień ożywa. Opieka nad kamieniem przekazywana była z pokolenia na pokolenie.
Pewnego dnia opieka przypadła najstarszemu synowi wodza, Namunkurze. Długie lata przykładnie dbał o kamień i okazywał mu swój szacunek. Jednakże z czasem Namunkura zaczął nabierać przekonania, że to po prostu zwyczajny kamień i okazywanie mu czci jest niepotrzebne, powiedział więc do swojego ojca:
– Ten kamień jest bezużyteczny. Latami wszystko dzieje się tylko wokół niego i cała nasza rodzina jest przez niego przeklęta. Nie będę już o niego dbać! Odejdę ze swoją żoną i synem gdzieś daleko, gdzie kamień nie będzie mieć nad nami żadnej władzy.
Namunkura wraz z rodziną spakowali swoje rzeczy i odeszli daleko w góry, by znaleźć tam nowe miejsce do życia. Po długiej wędrówce dotarli aż do rzeki Neuqén w Argentynie. Byli zmęczeni, ale szczęśliwi – wierzyli bowiem, że zaczną nowe życie bez wpływu kamienia.
Dwa dni po odejściu Namunkury z rodziną w domu jego ojca zaczęły dziać się dziwne rzeczy. Złożony do drewnianej skrzynki w świętym naczyniu kamień zaczął skwierczeć i stukać. Ojciec i matka bardzo się bali, ponieważ nigdy wcześniej nie widzieli, by kamień robił takie rzeczy. Po chwili ojciec poczuł się źle. Serce zaczęło mu walić, ścisnęło go w piersiach i jeszcze przed świtem… umarł.
Rankiem kamień pojawił się nad rzeką Neuqén, przed nowym domem Namunkury. Mężczyznę bardzo to rozzłościło, pomyślał bowiem, że przysłał mu go jego ojciec,…