Bajka armeńska
Car i tkacz
Doświadczenie życiowe bywa częstokroć cenniejsze niż teoria z książek i podręczników. Czasami nawet zwyczajny i biedny tkacz może okazać się mądrzejszy niż sowicie opłacani za swoje usługi mędrcy z carskiego dworu.


Gdzieś głęboko w górach leżała sobie maleńka wioska, jakby schowana przed
Pewnego dnia podczas ostrej zimy tygrys zrobił się głodny. Zdecydował więc, że zejdzie z ośnieżonych szczytów do wioski i upoluje tam coś na ząb. Cichutko skradał się między przysypanymi śnieżną kołderką domkami i nasłuchiwał. Nagle przez jedno z okien dobiegł do niego dziecięcy płacz. Zaciekawiony podszedł bliżej. Dziecko kwiliło żałośnie i wyglądało na
– Ach, cóż za nieznośny płacz – powiedział do siebie znudzony tygrys – pożrę chłopca i będzie po krzyku.
Niepostrzeżenie zakradł się bliżej i już, już miał skoczyć, gdy nagle odezwała się matka dziecka.
– Ach! Lisica! – krzyknęła
Dziecko nie przestało jednak nawet na sekundę i wciąż kwiliło tak samo, a może nawet
– Och! Niedźwiedź! – krzyknęła
Dziecko w ogóle się jednak nie przestraszyło i bez przerwy płakało dalej. Tygrys, który wciąż stał przyczajony pod oknem, zamruczał:
– Co to za dziecko, które nie boi się ani lisicy, ani niedźwiedzia? Musi być jakimś nieustraszonym śmiałkiem…
Przez chwilę się wahał, ale zaraz po tym w jego żołądku dało się słyszeć