Była sobie raz mała dziewczynka o imieniu Kasia. Kasia bardzo chciała dostać na urodziny hulajnogę. Wiedziała dokładnie, jak ma wyglądać: różowa, z frędzlami na kierownicy, przede wszystkim zaś z dzwoneczkiem w kształcie jednorożca.
A ponieważ Kasia była bardzo grzeczną dziewczynką, na urodziny rzeczywiście dostała wymarzoną hulajnogę. Cieszyła się tak bardzo, że aż postawiła ją tuż przy łóżku – by była ona pierwszą rzeczą, którą zobaczy zaraz po przebudzeniu.
Gdy rano się obudziła i upewniła, że naprawdę nie był to tylko sen, żwawo wyskoczyła z łóżka. Szybciutko się ubrała i zjadła śniadanie, by jak najszybciej wyjść na zewnątrz i wypróbować hulajnogę. Niebawem już szalała na chodniku i wesoło dzwoniła. Cóż to była za jazda!
Od tego czasu, niezależnie od pogody, Kasia w kółko jeździła na hulajnodze. Najbardziej lubiła na niej jeździć do przedszkola, ponieważ chodnik prowadził lekko z górki, a podczas jazdy w dół wystające spod kasku włosy Kasi falowały tak, że czuła się jak kometa.
Gdy spadł śnieg, musiała jednak zostawić hulajnogę na korytarzu. Mimo to zawsze po przyjściu do domu pamiętała, by ją pogłaskać.
– Nie bój się, niebawem znowu będzie ciepło – przypominała jej wesoło. I szczęśliwa hulajnoga nie mogła się już doczekać wiosny.
Stało się jednak coś, czego hulajnoga się nie spodziewała. Skończyła się zima i nadeszły kolejne urodziny Kasi. A ponieważ mama i tata lubili jeździć na rowerach, w tym roku podarowali córce pierwszy prawdziwy rower. Trochę wprawdzie trwało, nim Kasia nauczyła się na nim jeździć, jednak na koniec bardzo jej się to spodobało. I tak coraz częściej sięgała po rower zamiast ukochanej różowej hulajnogi. Na rowerze można bowiem jeździć również w terenie, a to bardzo przypadło jej do gustu.
Ponadto jesienią Kasia poszła do szkoły. Nie jeździła już codziennie z górki na hulajnodze. Zamiast tego elegancko maszerowała z tornistrem…