Agnieszka lubiła wszystkie pory roku. Wiosnę, ponieważ wszystko się zieleniło. Lato, bo jeździli wtedy z rodzicami pod namiot nad wodę. Jesień, ponieważ lubiła biegać po kałużach. I zimę, bo uwielbiała lepić bałwany. Miała jednak zawsze jeden warunek: musiało świecić słoneczko. Gdy padało, choćby nawet tylko kropiło, mama mogła ją namawiać do wyjścia z domu, ile tylko chciała. Agnieszka szybko pokonywała jedynie drogę między domem i przedszkolem i nikt nie był w stanie jej nigdzie wyciągnąć.
– Deszcz jest tak paskudnie mokry! – skarżyła się za każdym razem.
Gdy tego roku wiosna znów zmieniła się w lato, nastał czas, by wyruszyć na wakacje. Agnieszka spakowała do plecaczka wszystko, czego potrzebowała – kostium kąpielowy, krem do opalania, okulary przeciwsłoneczne… Niestety jak na złość, prognoza pogody wskazywała, że przez cały tydzień będzie padać.
– Mogliśmy równie dobrze zostać w domu – denerwowała się w samochodzie, gdy na blaszany dach spadały ciężkie krople.
– Jesteś nachmurzona niczym to niebo dzisiaj – drażnił się z nią tata. – Wiesz w ogóle, że bez deszczu stracilibyśmy większość fajnych rzeczy, które sprawiają nam zawsze tyle frajdy?
Agnieszka pokręciła tylko przecząco głową. Tatuś tymczasem kontynuował:
– Naprawdę! Na przykład wiosną. Wszystko kwitnie i się zieleni… ale to przecież tylko dzięki deszczowi. Gdyby nie padało, trawa i drzewa pozostałyby suche i bez życia. Albo choćby takie lato – bez deszczu wyschłyby koryta rzek i wszystkie potoczki i strumyki, więc nie mielibyśmy gdzie popływać. A te wielkie kałuże jesienią? Taka sama sytuacja.
Agnieszka zamyśliła się.
– Ale w zimie nie pada deszcz! Wtedy sypie piękny śnieg, który nie ma nic wspólnego z tym paskudnym deszczem.
– Wprost przeciwnie – odparła z uśmiechem mama. – Śnieg to właściwie też deszcz. Tylko mroźne zimne powietrze zmienia zwyczajne krople w kruche płatki śniegu.
– Może deszcz…