Słoneczko wschodziło powoli na nieboskłon, ale leśna szkoła dawno już tętniła życiem. Pan nauczyciel borsuk siedział wygodnie za biurkiem. Nauczycielem mianował się sam i nikt nie protestował. Pan Borsuk potrafił przecież wszystko wymyślić i wszystko wiedział, a przynajmniej tak twierdził. Lubił uczyć, ale dziś akurat boczył się trochę na najmniejszą uczennicę w klasie – wiercącą się sójkę.
– Kochana Niebieskopiórko, twierdzisz, że chmury składają się z powietrza i wody? Spójrz tylko na nie, jakie są puszyste i miękkie. To nie może być prawda. Ja uważam, że są z waty cukrowej. A teraz dla pewności wszystko sobie powtórzymy – zarządził i odwrócił się w stronę klasy. – Co wiemy jeszcze o naszym niebie? Dlaczego jest niebieskie, Skoczku?
Puszysty zajączek podskoczył i zapiszczał:
– Ponieważ jest to ogromne pole borówek, tylko bardzo, bardzo daleko!
– Znakomicie! – pochwalił go pan Borsuk. – A teraz na przykład ty, Kopytko, powiedz mi – zwrócił się do długonogiej sarenki – czym jest księżyc?
Sarenka pamiętała wszystko, co mówił im pan nauczyciel, bez wahania więc odpowiedziała:
– Jest z sera, z goudy! I jest trochę dziurawy, ponieważ zalęgły się w nim myszy…
Dzieci wspólnie powtórzyły jeszcze wiele innych rzeczy, których nauczył je pan Borsuk: że poranną rosę roznoszą po lesie rosówki, że trawę plączą leśne wróżki, woda w morzu jest słona, ponieważ samo morze jest ogromną kałużą powstałą z łez morskiego potwora, którego rozbolał ząb, a ptaki potrafią latać, ponieważ unoszą je niewidzialne bąbelki.
Drobna sójka przechyliła jednak główkę na bok i szepnęła:
– Panie profesorze, nie wydaje mi się, żeby mnie unosiły jakieś bąbelki… A o chmurach opowiadała mi pani Sowa. Mówiła, że z chmur pada deszcz, ponieważ…
Pan nauczyciel Borsuk wzdrygnął się nieco obrażony:
– Ale jak to, moja droga, ty wierzysz pani Sowie? Przecież ona nie jest nauczycielką…