Kiedy pewnemu królowi imperium Inków urodziła się córka, był przeszczęśliwy. Bardzo ją kochał i cieszył się, że pewnego dnia to właśnie jego córka, księżniczka Uru, zostanie następczynią tronu i sprawiedliwą władczynią. Dlatego chciał jej zapewnić jak najlepsze wychowanie i wykształcenie. Sprowadził więc do królestwa najbardziej poważanych nauczycieli i zasłużonych doradców, aby wychowali księżniczkę Uru na doskonałą i szlachetną władczynię.
Księżniczka Uru miała jednak zupełnie inne wyobrażenia i zainteresowania. W ogóle nie obchodziło jej, czego się od niej oczekuje. Nie chciała się uczyć, brakowało jej manier i traktowała wszystkich z góry. Jej główny nauczyciel również nie potrafił sobie z nią poradzić.
W końcu nadszedł dzień, w którym ojciec księżniczki, król całego imperium, zmarł. Wszyscy mieszkańcy pogrążyli się w żałobie, jednocześnie witali też królewską następczynię – księżniczkę Uru. Księżniczce zupełnie nie podobała się nowa rola, ponieważ oczekiwano od niej, że będzie szanowaną i rozważną władczynią.
Nie minął nawet miesiąc, a panowanie zaczęło się królowej Uru przykrzyć.
– Nie interesuje mnie rządzenie imperium! Chcę po prostu dobrze się bawić na przeróżnych uroczystościach, dużo podróżować, zawsze być pięknie ubraną i cieszyć się dobrym jedzeniem. Niech ktoś inny zajmie się resztą – powiedziała pewnego poranka swoim doradcom i sługom.
– Najmiłościwsza królowo, niestety, to niemożliwe. Ludzie potrzebują jaśniepani. Muszą widzieć w waszej mości wzór odpowiedzialnego i sprawiedliwego monarchy – próbowali ją przekonać doradcy.
Słowa te jednak jeszcze bardziej rozgniewały królową Uru. Nagle wyciągnęła długi bat i mocno zamachnęła się nim nad głową.
– Wszyscy natychmiast na kolana! – krzyknęła gniewnym głosem.
Doradcy doskonale wiedzieli, że czeka ich bolesna chłosta – jako kara za to, że ośmielili się doradzić samej królowej, aby rządziła odpowiedzialnie. Żaden z nich nie miał jednak odwagi zlekceważyć jej rozkazu. Padli więc na kolana i czekali na pierwsze uderzenia bata.
Uru już miała się ponownie…