Na osiedlu staÅ‚ sobie caÅ‚kiem zwyczajny blok, a w nim mieszkaÅ‚ chÅ‚opiec, który byÅ‚… no cóż, trochÄ™ inny od reszty. MiaÅ‚ na imiÄ™ Marek. Od najmÅ‚odszych lat najchÄ™tniej pokazywaÅ‚ pulchnym paluszkiem na to czy tamto i potrafiÅ‚ narobić dużo haÅ‚asu, gdy nie dostaÅ‚ tego, czego chciaÅ‚.
– Ależ z ciebie urwis – mówili rodzice, pochylajÄ…c siÄ™ z uÅ›miechem nad wózeczkiem. Marek robiÅ‚ tylko grymas w ich stronÄ™ i pokazywaÅ‚ jÄ™zyk.
Pierwszym sÅ‚owem, które wypowiedziaÅ‚, byÅ‚o: „chcÄ™”, po nim zaÅ› bardzo szybko pojawiÅ‚o siÄ™: „nie chcÄ™”.
Gdy dorastał, wciąż tylko się bawił i nigdy nikomu nie pomógł. Nie interesowało go też siedzenie w szkole i słuchanie, nauczył się tam jedynie pyskować. Mama załamywała ręce, bowiem żadne prośby nie pomagały. Niegrzeczny chłopczyk zmienił się powoli w prawdziwego łobuza.
Pewnego dnia Marek jak zwykle wracał ze szkoły. Tramwaj był przepełniony i ledwo-ledwo udało mu się zająć ostatnie wolne miejsce. Do domu miał tylko dwa przystanki i już nie mógł się doczekać, aż zagra w grę. O nauce nawet nie pomyślał.
Do pojazdu weszła starsza pani. Ubrana była w długą jasną suknię, a szare włosy zaplecione miała w kok. W rękach trzymała dużą torbę.
Marek pomyślał, że wygląda jak strach na wróble. Odwrócił się w kierunku okna i celowo udawał, że jej nie widzi.
– ChÅ‚opcze – zwróciÅ‚a siÄ™ do niego pani skrzeczÄ…cym gÅ‚osem – mam ciężkie zakupy, czy mógÅ‚byÅ› ustÄ…pić mi miejsca?
– Nie chce mi siÄ™ wstawać! – odwarknÄ…Å‚ Marek.
Pani spojrzała na niego zielonymi oczami.
– Jak chcesz… Marku.
Chłopiec spojrzał na nią ze strachem i wyjąkał:
– SkÄ…d pani wie, jak mam na imiÄ™? – Z każdÄ… chwilÄ… ta dziwna pani podobaÅ‚a mu siÄ™ coraz mniej.
Pani delikatnie się uśmiechnęła, zamruczała coś do siebie, po czym zakręciła palcem w powietrzu.…